Odszedł...
To już koniec...
W chwili gdy jego serce przestało bić, umarłem razem z nim. Bo jaki sens ma moje istnienie, skoro jedyna osoba jaką kochałem nie żyje.
Przecież to on mnie tworzył to on pokazał mi jak kochać, jak czuć...
A teraz go nie ma. Jest tylko nie przenikliwa pustka i smutek, nie to nie jest smutek to jest wycie w niewyobrażalnym bólu. Bólu który wyniszcza mnie całego, niszczy wszystko do około. Ale świat wokół jest mi obojętny, zawsze był. Aż poznałem go...
Mojego anioła...
To co było dla nas oczywiste czasem może nas zaskoczyć. Myślimy że mamy wszystko... A tak naprawdę nie mamy nic...
poniedziałek, 22 grudnia 2014
Anioł 0
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Witam,
OdpowiedzUsuńbardzo zaciekawiło mnie to opowiadanie...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia