poniedziałek, 28 lipca 2014

3 Wypad


Od najmłodszych lat wpajali mi bym nienawidził. Stworzyli świat w którym była tylko nienawiść,świat bez tolerancji. Świat w którym znaczenie miało tylko to kim byłeś a nie to jaki byłeś. A teraz wymagają bym się zmienił. I mimo że bardzo tego chce nie umiem. P prostu nie umiem żyć jak inni.


Sam nie wiem czy sił nie będzie mi brak , chyba się zgubiłem. Wokół mnie mroczny las złych myśli, wokół tylko smutek i strach. Moje serce ze szkła, brak miłości, modlę się do gwiazd.
Coraz mniej sił.
Więc kochanie skoro wiesz to nie karz mi aż do utraty sił.
Nie każ walczyć nie każ ginąć proszę nie każ mi.
Bo naprawdę nie wiem czy mi starczy sił.


Przeczytałem któryś raz tekst który przed chwilą napisałem, to nie miało w ogóle sensu. Ale co poradzić, zawsze pisałem teksty które nie miały żadnego znaczenia, ani sensu. W domu miałem pełno takich kartek z czymś co pewnie w początkowym zamyśle mojego umysłu miało przypominać piosenki. Lecz nie było z tego nic, zupełnie nic.
Była sobota co oznaczało dzień wolny od nauki, a jak nie mam zamiaru odrywać się od tej świętej tradycji. Wolałem pójść na spacer, zresztą jak co tydzień. Idąc tak chodnikiem patrzyłem na kartkę która była cała pomazana a po środku był ten przeklęty tekst piosenki. Nagle usłyszałem piosenkę lecącą z mojego starego telefonu, jakoś nie za bardzo chciało mi się gadać więc po prostu nie odebrałem.
***

Shiawase nante tsudzukanai koto Kokoro no dokoka de wakattemashita
Suki na kimochi kawaranai kedo Tanoshii hibi yo Towa ni sayounaraa

Kyou kara boku wa hitoribotchi de Anata no egao nashi de ikinakya
Sonna kanashii koto bakka kagaeru to Ikiteru imi ni gimonfu utsu yo
Mój telefon dzwonił po raz dziesiąty, to to już była przesada. Totalnie mega zły wyjąłem telefon i przeżyłem zaskoczenie to Jude, Jude dzwonił do mnie nie dziesiąty a 23 raz.
WoW szybko odebrałem, nadal nie mogłem wyjść z zaskoczenia. Ciekawe co chciał.
-Hej co się stało czemu nie odbierałeś.-Spytał. Sam nie wiedziałem co mam od powiedzieć.
-Miałem wyciszony telefon, przepraszam.-Powiedziałem.
-Spoko, mam pytanie...
-Wal.
-Chcesz pojeździć skuterami wodnymi.-Wydusił z siebie.
-Jasne.-Niemal że krzyknąłem. Usłyszałem znowu ten piękny śmiech, sam też zacząłem się śmiać. Rozmawialiśmy przez jakieś 10 minut, gdy nagle poczułem czyjś dotyk i znajomy zapach. Jude stała dumnie wyprostowany, to co najbardziej mnie zdziwiło to jego ubiór, krótkie czarne spodenki i koszula w kratkę z krótkim rękawem. Na nosie miał czarno zielone okulary przeciw słoneczne. Dopiero teraz zobaczyłem że ma pięknie umięśnione ramiona i nogi.
-Cio aż tak źle wyglądam.-Spytał głosem małego chłopca. Nie wiedziałem co mam od powiedzieć, prawdę że wygląda mega sexownie.
-Nie w moim guście ale nie jest źle.-Zaczęliśmy się śmiać. Jude poczochrał swoje włosy które co też mnie totalnie zdziwiło, nie wyglądały jak by ich właściciel przed chwilą zszedł z fotela fryzjera. Były w totalnym nieładzie.
-Kim jesteś i co zrobiłeś z Judem.-Wskazałem na jego włosy.
-Nic tylko po prostu nie chciało mi się układać włosów, a jeżeli chodzi o ubiór to sprawka mojej mamy. Powiedziała że ma dość tego że jej syn wygląda jak jakiś urzędas.-Powiedział.
-Mądra kobieta.
-Dobra, dobra. Jedziemy???-Spyta widocznie zdenerwował go mój komentarz.
-Przepraszam.-Powiedziałem, za nic w świecie nie chciałem by się na mnie gniewał.
-Ej spoko tylko żartowałem.-Powiedział szybko i pogłaskał mnie po głowie. Zaczęliśmy iść, po chwili doszliśmy do parkingu, a po minucie stanęliśmy przed pięknym sportowym Audi, szczęka opadła mi na sam dół.
-Twoi starzy muszą mieć sporo kasy że ci taki wózek kupili.-Powiedziałem wsiadając do środka. Jude tylko głośno się zaśmiał a potem jego mina stała się strasznie poważna.
Jechaliśmy w milczeniu już jakieś 20 minut, co prawda nie wyjechaliśmy z miasta. Postanowiłem przerwać cisze która stwarzała naprawdę nie miłą atmosferę.
-Sory za komętarz o twoich rodzicach.-Popatrzyłem na niego, lecz on wpatrywał się w drogę.
-Nic się nie stało,samochód dostałem od szkoły do której wcześniej chodziłem. Byłem tam napastnikiem i to była nagroda, taki prezent na odejście.-Powiedział to takim tonem jak by mówił to już setki razy. A może jego rodzice nie byli wcale tacy bogaci, sam już nic nie wiem.-Pewnie zastanawiasz się czy moi rodzice są bogaci.-Powiedział tak jak by czytał w moich myślach.
-Eeee..
-Dobra lepiej nie odpowiadaj.
Przez resztę drogi, ku mojej udręce pytał mnie z chemii. Niby już coś tam umiałem, ale nadal byłem totalnie zły na siebie za ten tekst o jego rodzicach. PO jakiś dwóch godzinach od wyjazdu z miasta, zatrzymaliśmy się przed dużym domem z drewna, o Domie i ogrodzie można powiedzieć tylko że jest piękny. Wszystko było takie naturalne takie piękne. Jude jakoś nie był zaskoczony bajecznym wyglądem tego miejsca. Jego mina nie pokazywała nic, znowu wydawał się taki pusty, taki jak zwykła lalka. Totalnie sztuczny. Weszliśmy do środka.
Dom wydawał się być prowadzony przez jakąś młodą kobietę która bardzo lubi kwiaty i nowoczesne rozwiązania. Weszliśmy do salonu który był większy niż moje mieszkanie. Muzyka która grała z wmontowanych  w ścianę głośników, dawała rytm do tańca staruszce która wydawała się nie zauważyć naszej obecności. Na twarzy mojego towarzysza zagościł uśmiech, chłopak pokazał swoje białe zęby. Staliśmy tam już kilka minut a Jude ani myślał przerywać kobiecie. Ta w końcu zorientowała się o naszej obecności, na jej twarzy pojawił się wielki czerwony rumieniec. Podeszła do stolika i pilotem wyłączyła muzykę.
-Jude kochanie.-Powiedziała podchodząc do chłopaka, ten objął staruszkę w pasie i delikatnie przycisnął do siebie.
-Babciu bardzo za tobą tęskniłem.- A więc to była jego babcia. Nagle kobieta zaczęła mówić do wnuka w jakimś nie znanym mi języku. Jude wydawał się w pełni ją rozumieć, sam też po chwili rozmowy od powiedział wskazując na mnie a potem na okno. Kobieta szeroko się uśmiechnęła, kiwnęła głową i dała mu klucze.
-Dobrze-Powiedziała.
Razem z wnukiem właścicielki poszedłem na górę. Weszliśmy do dużego pokoju, było tam dość ciemnio, chciałem odsłonić żaluzje ale pomyślałem że to nie wypada. Jude wyjął z dużej szafy czarne spodenki i i położył na stoliku. Wyjął jeszcze ciemne niebieskie i rzucił w moim kierunku, cudem je złapałem.
-Tam masz łazienkę idź się przebrać.-Wydał mi polecenie a jak posłuszny pies poszedłem ubrać spodenki. Po mnie wszedł Jude, położyłem spodenki na łóżku.
Wyszliśmy na zewnątrz, przeżyłem istny szok. Za domem było wielkie jezioro. Widok był tak piękny że mimo że chciałem coś powiedzieć, skomentować. Po prostu nie mogłem, nie byłem w stanie.
-Nie podniecaj się tak.- Powiedział wyraźnie rozbawiony moją reakcją.
Nigdy dotąd nie bawiłem się na skuterach wodnych. Ale muszę przyznać że to świetna zabawa. Nigdy dotąd nie bawiłem się tak dobrze jak dzisiaj. Było wspaniale pod każdym względem. Jude też wydał się być zadowolony. Zazdrościłem mu że miał babcie z takim sprzętem.
-Podobało się???-Spytał gdy byliśmy w jego pokoju. Popatrzyłem mu prosto w oczy, widziałem w nich taki dziwny błysk.
-Tak.
-To dobrze, teraz chodź do kuchni. Moja babcia nie pozwoli nam jechać bez obiadu.-Zeszliśmy do kuchni, tam babcia Jeo bo tak miała na imię, gotowała coś. Pachniało pięknie. Na początku chciałem powiedzieć że nie jestem głodny ale ten zapach był tak piękny że nie byłem w stanie odmówić tej przemiłej kobiecie.
***

-Co to jest????-Spytał Jude gdy jechaliśmy autem, w ręku miał tekst który dzisiaj napisałem. Zabrałem mu go z ręki i schowałem do torby.
-Nic takiego, czasem pisze takie beznadziejne rzeczy.
-To wcale nie jest beznadziejne.-Popatrzył na mnie.
-Dzięki.
-Nie myślałeś kiedyś by pisać teksty piosenek dla jakichś zespołów.- Zacząłem się śmiać jak małe dziecko. Totalnie rozwalił mnie tym tekstem.
-Eeeee nie, ja nie umiem pisać.
-Uwierz mi jak ja ci mówię że umiesz to umiesz.- Pierwszy raz zwątpiłem w jego inteligencje. Gadał jak jakiś zdrowo jebnięty.
-Eeeee nie. A właściwie jakiej muzyki słuchasz???-Chciałem zmienić temat ale po jego minie widać było że mi się to nie uda. Włączył radio i nagle w całym samochodzie słychać było jakiegoś gościa który krzyczał coś jak by go nożem dźgali.
-Manson-Wytłumaczył Jude.
-Spoko.
-A wracając do poprzedniego tematu to jutro gdzieś cie zaprowadzę.-Powiedział zimnym oschłym głosem. Głosem który nie przyjmował odmowy.
-Gdzie.-Spytałem, chciałem wiedzieć jak mam się ubrać.
-Do mojego domu.-Szczęka znowu mi opadła.

3 komentarze:

  1. Jestem bardzo ciekawa następnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    miło spędzili dzień, ale Jude czasami zachowywał się jak władca...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń